sobota, 17 listopada 2012
ROZDZIAŁ II
Pisane przy: The White Stripes – Seven Nation Army
„Czas pójść do szkoły” – pomyślała Caren budząc się jak zwykle o kwadrans za późno. W domu coś śmierdziało, jakby ktoś gotował. „Nie, przecież to niemożliwe, przez ten miesiąc miałam być sama.” Weszła do kuchni, i zobaczyła swoja mamę przy kuchence.
- Witaj córciu. Usiądź, a przy śniadaniu wszystko ci wytłumaczę.
- Nie, nie usiądę, a ty nic mi nie będziesz tłumaczyć! Miało cie tu nie być. Miał przyjechać tata, nie ty! – Caren krzyczała. – Nie dość, że zdradziłaś ojca, to teraz jeszcze tu przychodzisz. Przez miesiąc miało cie tu nie być, chciałam być sama, wszystko przemyśleć. Wszystko psujesz, rozumiesz?! Nienawidzę cie za to, co zrobilaś tacie. Dlaczego, co? Zrobiłaś to ze swoim szefem ! Jesteś zwykłą suką. Wynoś się. – Płakała. I Caren i jej matka. Obie z bólu. Popatrzyły na siebie.
- Caren, jak chcesz. Wyprowadzę się, do ciebie wprowadzi się tata. Jesteś za młoda, żeby mieszkać sama. Szesnaście to nie osiemnaście, nie jesteś taka dorosła jak ci się wydaje. Alee .. córciu kocham cię. Odezwij się czasem do mnie, dobrze?
- Pożyjemy, zobaczymy. – Caren wyszła. Poszła się ubrać. Gdy wyszła ze swojego pokoju, mamy już nie było. „Nie boli mnie to” – myślała wciąż, jakby chciała, wyryć to sobie na sercu. Zjadła lekko przypaloną jajecznice, którą zrobiła jej matka. Zakluczyła dom i wyszła. Zdecydowała, że pójdzie do szkoły, bo gdyby miała siedzieć nad jeziorem mogłaby nie wytrzymać i coś sobie zrobić. Dzisiejszy poranek odnowił ten ból, jaki czuła kiedy zobaczyła matkę z „nim”. Czuła się bardziej samotna niż zwykle. Doszła do szkoły.
Caren weszła do klasy spóźniona. Poranne wydarzenia trochę wytrąciły ja z rytmu, więc się spóźniła. Usiadła do ławki i spojrzała na tablicę. Pan MacKagan napisał zadanie do wykonania. „Krótka wypowiedź o najlepszym dniu w Twoim życiu”. Hmm .. spóźniła się, więc było trochę do tyłu z pracą. Pierwsza osoba już czytała. Potem kolejne i kolejne. Caren nie mogła na nic wpaść. Nie mogła sobie przypomnieć żadnego ciekawego dnia. Jej życie poszarzało po zerwaniu z Benem. A kiedy zobaczyła matkę w łóżku nie z ojcem, to już w ogóle straciło kolor. Czuła się szczęśliwa, kiedy mogła siedzieć nad jeziorem z słuchawkami na uszach. Nie lubiła szkoły, tutaj nie mogłaby być szczęśliwa.
- Caren! Twoja kolej. – Spojrzała po klasie, siedzieli w kółku jak na każdej godzinie wychowawczej. Rufus właśnie siadał na swoje krzesło. Pewnie skończył czytać swój monolog. Teraz była kolej Caren, a ona jeszcze nic nie napisała. No cóż, będzie musiała improwizować.
Wyszła na środek klasy i zaczęła mówić.
- Naszym zadaniem było opisać nasz najlepszy dzień w życiu. – zaczęła. – Muszę się przyznać, że nie miałam takiego. Pewnie dopóki nie skończę szkoły, nie przeżyję żadnego dnia, który mógłby byc takim. Wolałabym być wolna, a nie zamknięta w klatce, z małpami. Odechciewa mi się żyć, jak tylko myślę, że kolejne dwa lata mam spędzić w szkole. Z uczniami. No bo ludzie, co tu jest fajnego? Denerwuje mnie to, że jestem zmuszana, żeby tutaj z wami siedzieć. Mam już dość was, szkoły. Dopóki nie będę wolna, nie będę szczęśliwa, bo nie mogłabym być szczęśliwa, żyjąc wśród was.
Skończyła. Rozejrzała się po klasie. Cisza. Nagle jakiś chłopak zaczął krzyczeć:
- A nie mogłabyś czasem wyluzować? Ty tez nie jesteś idelana – Caren nie patrzyła na niego. W klasie był szum, a ten chłopak dalej mówił. Nagle przerwał. Caren spojrzała, zeby sprawdzić co go uciszyło. Zobaczyła, że Rufus wstaje, podchodzi do Maxa i uderza go w twarz. Reszta chłopaków wstała, zeby ich rozdzielić. Ale Caren nie patrzyła na całą akcję. Pospiesznie wzieła plecak i wybiegła z klasy.
Pobiegła nad jezioro. Tego dnia wydarzyło się stanowczo za dużo. Caren usiadła na skale, nałożyła słuchawki i myślała. Nie chciała już wracać do szkoły. Nigdy, chciałaby siedzieć tutaj z Mp3 i słuchać muzyki. Nie wiedziała co ma robić. Matka, szkoła .. Rufus. Nie rozumiała, co czuje. Pierwszy raz ktoś stanął w jej obronie. Nie widziała co ma robić, czuła natłok uczuć. Z Rufusem trzeba będzie porozmawiać. Może jutro, może po jutrze. Pewne jest to, że czuła się źle z tym, ktoś przez nią oberwał. Jego mogą zawiesić. Ona przecież poradziłaby sobie sama.
ROZDZIAŁ I
- Jak możesz mi to robić ?! – Caren dopalając kolejnego papierosa, krzyczała do telefonu. – Miałeś tu być. Być przy mnie, bo przy mnie się jest. Rozumiesz?!
- Wybacz, ale .. to nie wszystko co powinnaś wiedzieć. Otóż, skarbie, musimy się rozstać. Wyprowadzam się z miasta. Wybacz, ze nie mówię ci tego wprost, ale właśnie wyjeżdzam. Przykro mi.
- Ci jest przykro? A co ja mam czuć? Nie chce cie znać.
piip piip
Tak właśnie skończył się ostatni związek Caren. Przez telefon, okrutnie, nie? Caren nie przejmowała się zbytnio wieloma rzeczami, ale to ją zabolało. Potem zaczęła żyć jak wcześniej. Nadal się nie przejmowała, nadal chodziła do szkoły, gdzie nie była zbyt popularna. Nikt jej nie kojarzył. Teraz znowu siedziała nad jeziorem, słuchała muzyki. Jej klasa pewnie akurat kończyła lekcje, a jezioro nie było daleko od szkoły, wiec trzy ostatnie lekcje spędziła tam. Zrobiła to, bo nie chciało jej się patrzeć na tych wszystkich ludzi. Chciała posiedzieć sama, a nie słuchać jak prof. MacKagan ocenia po kolei wypracowania każdego ucznia. Nagle usłyszała jakiś chrzęst, odwróciła się. Zobaczyła jakąś postać za drzewami.
- Kto ty ? – spytała.
- To ja, Rufus, tzn. Kevin. – Rufus chodził z nią do klasy, podobnie jak ona był głównie samotny. Jego też to nie bolało. On chciał być sam.
- Po co tu przyszedłeś?
- Nie mogę? To prywatna plaża? – Jakby się oburzył, ale na jego twarzy Caren ujrzała jakiś uśmiech w kącikach ust.
- Nie po to zrywam się z lekcji, żeby siedzieć tutaj z kimś.
- Nie przyszedłem do ciebie, jasne ? Też wolałbym tu siedzieć sam. – Naciągnął kaptur na głowę i odszedł. Usiadł kawałek dalej, założył słuchawki. Dało się dosłyszeć muzyki jakiej słuchał – rapu. Caren posłuchała przez chwile cichutkich odgłosów O.S.T.R. i odeszła. Nie miała ochoty na jego towarzystwo.
XOXO
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
