niedziela, 25 listopada 2012

ROZDZIAŁ VII


  - Nie skrzywdź jej, dobrze? - W ten sposób Marcin pożegnał Kevina, kiedy ten odprowadził Caren do domu. Kamienna twarz, zaciśnięte pięści. Brat był wyjątkowo poważny. Bez powodu i przyczyny, obudziły w nim się feministyczne poglądy.
- Nie zamierzam.. - z błyskiem w oku, krótko odpowiedział Kevin. Ona nie wiedziała co myśleć. Kiedy tylko Kevin opuścił ich dom, przyjrzała się bratu i bez słowa wyszła do pokoju.
      Kiedy kolejnego dnia wróciła ze szkoły, jak zwykle dwie godziny poźniej, bo z Kevinem wraca się dłużej, w domu był tylko pies. Na jej widok ledwo podniósł głowę.
- O ty, nawet się nie przywitasz. - pogłaskała psa po głowie. - Nikt ci nie dał jeść? - spojrzała na miskę psa, była pusta. Przecież ani Ivy, ani Marcin nie zapomnieliby o nakarmieniu psa, a Miki'iemu miska starcza zwykle na cały dzień, nie zjadłby tak szybko. Coś było nie tak.
       piip piip. Zostaw wiadomość po sygnale. 
"Marcin, proszę cię, odbierz." Od trzech godzin nikt nie wracał do domu. Caren w całym mieszkaniu nie znalazła żadnej karteczki od Ivy albo brata, nie dostała żadnego sms, nikt nie dzwonił. Przez kilka godzin miała kontakt tylko ze zleniwiałym psem. Caren miała wrażenie, że był koniec świata, a apokalipsę przetrwał tylko jej dom. Jednak kiedy wyjrzała przez okno i zobaczyła bezdomnego grzebiącego w śmietniku sąsiada, oraz grupkę 12-latków jeżdżących na deskorolkach kawałek dalej, była pewna, że to nie apokalipsa, tylko jakiś rodzinny spisek przeciwko niej. Wzięła się za lekcje. Włączyła radio. Akurat kiedy się nudziła, Rufus nie dawał o sobie znać. Caren już nie wiedziała czy z nudów czy z samotności, zaczęła wyliczać wszystkie przypisane Kevinowi od podstawówki ksywki. Szklarz, Bąbel, Kev, Młody, no i Rufus. Pamiętała nawet jak sobie na każdą z nich zasłużył. Szklarza "dostał" kiedy w ciągu miesiąca wybił 3 szyby szkolne. Bąblem nazywano go po tym, jak do szkoły odprowadziła go mama. Kev był skrótem od imienia. Młodym od zawsze nazywali go starsi koledzy, z którymi miał zwyczaj się trzymać. I Rufus. Jedyna ksywka, której okoliczności przyznania nie pamiętała. Właściwie to dziwiła się, dlaczego pamięta tyle zdarzeń z jego życia, Caren nie spodziewała się, że zwracała na Rufusa większą uwagę niż miała w zwyczaju.
  Kiedy minęła kolejna godzina, a Caren zjadła kanapkę i obejrzała kolejny odcinek 90210, usłyszała zamek w drzwiach. 
- Gdzie ty byłeś? Od kilki godzin siedzę sama, a Miki głodował! Kto zapomniał .. - przerwała, bo kiedy wyszła na przedpokój zobaczyła brata nie z Ivy, ale facetem w niebieskim mundurze, tak, z policjantem.
- Dzień dobry. Jesteś siostrą Marcina Rowling?
- Tak, od urodzenia. - Spojrzała na twarz policjanta, jemu jakoś nie chciało się śmiać. Caren w chwilach stresu zawsze brało na suchary. - Co się stało? - Zadała pytanie, chociaż wyraźnie widziała, że brat jest pijany jak nigdy, ledwo stał na nogach. Ostatnio widziała go w takim stanie kiedy wrócił z imprezy u kumpla, na której rzuciła go dziewczyna. Miał wtedy prawie 16 lat, a kiedy zobaczył go ojciec, Marcin przez kilka dni miał odcisk dłoni ojca na twarzy. Ojciec zawsze chciał, żeby jego dzieci były porządne, żeby nie popełniły jego błędów. A kiedy zobaczył swojego 16-letniego syna po wyraźnej dawce alkoholu nie wytrzymał.
- Odprowadzam brata, jest zagrożeniem dla siebie i innych. Najlepiej połóż go gdzieś. On wszystko ci wyjaśni, jeśli da rade. Myślę, że jeszcze się zobaczymy. Żegnam. - Policjant zamknął za sobą drzwi. Zostawił na wpół przytomnego Marcina opartego o ścianę i próbującego zdjąć buty.
- Marcin co się stało? Co jest, braciszku? - pomogła mu zdjąć buty i zaprowadziła na kanapę w salonie.
- Narazie będziemy mieszkać w dwójkę, dobranoc. - obrócił się i wyszedł z pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz